Lord L.,
Lucien, który nigdy nie zapomniał
Lord Lucien Sobański – dziedzic zapomnianych winnic w Galicji. Mężczyzna, który jako młodzieniec porzucił fortepian dla pojedynków, a potem… dla grania na deskach teatru. Mówiono, że z każdej pasji robił scenę – i nigdy nie żałował.
Nigdy się nie ożenił.
Podobno nigdy już się nie zakochał.
Z wyjątkiem tamtego jednego czasu.
Tych kilku miesięcy z Lady K.
Którą potem nieudolnie próbował wyprzeć z pamięci jak opiumowy sen, o którym nie wypada mówić przy rodzinnych obiadach.
Poznali się, gdy oboje mieli po szesnaście lat – w czasach ich nauki w Cesarsko-Królewskim Gimnazjum w Krakowie. To był listopad, scena Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej i próba do „Romea i Julii”. On grał Merkucja. Ona przyszła tylko zobaczyć spektakl. Wtedy jeszcze – Karolina Marciszówna.
Zakochali się od pierwszego spojrzenia. Takiego, które zdarza się tylko raz.
Potem spotykali się niemal codziennie – bo mieszkali niedaleko siebie. I choć w Krakowie nic nie zostaje długo tajemnicą, ich miłość pozostała sekretem. Do dziś nie wiadomo, czy to był ich wybór, czy strach przed światem, który nie rozumiał romantyzmu bez końca.
Ona wyjechała. On został. I choć przez lata unikał wspomnień o niej, nawet wśród przyjaciół, to zawsze – gdy w powietrzu unosił się zapach herbaty z jaśminem – znów miał 16 lat.
Dodaj komentarz